„Tryb bezradności – cichy sabotażysta zdrowienia. Jak go rozpoznać?”
- rzeszowpsycholog
- 13 lip
- 7 minut(y) czytania

Psychoterapia ma moc przynoszenia ulgi i głębokiej zmiany. Ale droga do wyzdrowienia nie jest prostym zabiegiem medycznym, jak wyleczenie złamanej nogi. To proces, w którym to my stajemy się aktywnymi uczestnikami. To wymaga odwagi, zaangażowania i gotowości, by zmierzyć się z tym, co wykracza daleko poza naszą strefę komfortu.
Dziś chcę przybliżyć Wam kilka kluczowych wątków z materiałów Susan Simpson (Schema Therapy Scotland) na temat tego, co może blokować nas na drodze do zdrowia psychicznego. Szczególnie przyjrzę się mechanizmowi, który w terapii potrafi najmocniej sabotować postępy: trybowi bezradności (Helpless Surrenderer Mode).
Leczenie emocji to nie farmacja. To podróż, nie recepta lecz zbiór pewnych zaleceń, które mogą nam pomóc..
Wielu z nas wchodzi w terapię z nadzieją, że ktoś - terapeuta nas „naprawi”. Poda nam gotowe rozwiązania, jak lekarz przepisujący antybiotyk. W przypadku psychiki to nie działa w ten sposób. Nasze trudności emocjonalne wyrastają z bardzo złożonych splotów:
biologii (np. temperament),
wychowania i więzi z opiekunami,
kultury (np. presji sukcesu materialnego, wychowywania w świecie social- mediów, w kulturze pracoholizmu),
a przede wszystkim – z historii, jakie opowiadamy sami sobie o naszym życiu.
To właśnie te wewnętrzne „historie” tworzą często sedno naszych problemów emocjonalnych. Dobra wiadomość? Gdy zrozumiemy, że jesteśmy autorami tych historii, możemy zacząć pisać je od nowa – i odzyskać sprawczość nad własnym zdrowiem psychicznym.
Serce terapii? Twoje emocje
Psychoterapia dotyka uczuć. Nawet tych, od których uciekamy. Wiele osób nigdy nie nauczyło się zarządzać swoimi emocjami, bo żyjemy w kulturze, która uczy nas stoicyzmu, samokontroli i wstydu z powodu własnej wrażliwości. To prowadzi do przekonania, że emocje to coś, co należy stłumić. Ale prawda jest odwrotna: nie da się zbudować bliskiej więzi ani poczuć wolności, jeśli jesteśmy odcięci od własnych emocji. Emocje są naszym kompasem – to dzięki nim wiemy, kim jesteśmy, czego chcemy i co jest dla nas ważne.

To właśnie w gabinecie mamy szansę zobaczyć, jak wielowymiarowe i złożone potrafią być uczucia. Za nimi zawsze kryją się
ważne potrzeby. W nurcie Terapii Schematów przyglądamy się także trybom, w jakich funkcjonujemy – czyli różnym częściom naszej osobowości, które wpływają na to, jak przeżywamy emocje, jak o siebie dbamy i jak wchodzimy w relacje z innymi.
Naturalna skłonność do unikania bólu
Podczas terapii często odczuwamy silne emocje, które mogą być niewygodne, czasem wręcz przerażające. To normalne. Jesteśmy tak skonstruowani, że chcemy odcinać się od bólu – psychicznego i fizycznego. Z tego powodu tworzymy różne strategie unikania:
kompulsywne scrollowanie internetu,
pracoholizm,
nadmierne ćwiczenia,
objadanie się lub głodówki,
używki,
wchodzenie w toksyczne relacje.
Wszystko po to, by nie czuć lęku, smutku, samotności. Ale te strategie przynoszą tylko krótkotrwałą ulgę. Długofalowo oddzielają nas od prawdziwego życia – i od bliskich relacji, których tak naprawdę potrzebujemy.
Tryb bezradności – największy sabotażysta w terapii
Szczególną pułapką, która często sabotuje terapię, jest tzw. tryb bezradności (Helpless Surrenderer Mode). To wewnętrzny mechanizm, który działa jak cichy sabotażysta. Mówi nam:
„To za trudne. Nie dam rady.”
„Potrzebuję kogoś, kto mnie naprawi.”
„Nie mam tego, czego potrzeba, żeby żyć samodzielnie.”
"Lepiej ponieść porażkę z powodu braku wysiłku, niż spróbować, zawiść i stracić nadzieję"
"czuję, że to inni mają klucz który dadzą mi i powiedzą jak żyć"
" jeśli wyzdrowieję nie będę miała z kim rozmawiać, nie będę potrafiła budować relacji z otoczeniem"
"martwię się, że jeśli wyzdrowieję, inni będą mieć wobec mnie jakieś oczekiwania i wymagania"
Ten tryb ma swoje korzenie w dzieciństwie. Powstaje, gdy jako dzieci nauczyliśmy się, że proszenie o pomoc jest ryzykowne, bo grozi odrzuceniem, złością albo karą.
Dlaczego uczymy się ignorować własne potrzeby?
Czasami trudno nam dziś rozumieć, skąd wzięły się nasze trudności w mówieniu o emocjach, stawianiu granic czy dbaniu o siebie. Źródła takich wzorców często sięgają dzieciństwa i tego, jak wyglądało nasze otoczenie. Nie musi to być od razu trauma w najbardziej dramatycznym sensie. Wystarczy, że w naszym domu panowały warunki, które sprawiały, że nauczyliśmy się odkładać swoje potrzeby na bok.
Na przykład:
Może dorastałeś w domu, w którym rodzice byli stale zmęczeni, zestresowani lub przytłoczeni obowiązkami. Czułeś wtedy, że proszenie o coś tylko pogorszy ich stan.
Być może twoi opiekunowie byli bardzo ofiarni, dawali z siebie wszystko, ale jednocześnie miałeś wrażenie, że prosząc o coś więcej, dokładasz im jeszcze jeden ciężar.
Może twoi rodzice byli tak zajęci swoimi sprawami, że często w ogóle nie zauważali twoich potrzeb.
Być może zauważyłeś, że twoje potrzeby były dostrzegane tylko wtedy, gdy źle się czułeś fizycznie — na przykład byłeś chory albo cierpiałeś.
Może jedno z rodziców było tak skupione na własnych problemach, że w cieniu tych trudności czułeś się niewidoczny.
Może miałeś poczucie, że twoje potrzeby są mało ważne, bo inni członkowie rodziny byli w poważniejszych tarapatach albo ciągle przeżywali większe dramaty.
Być może pełniłeś w domu rolę mediatora, rozjemcy — kimś, kto miał za zadanie „utrzymywać pokój”. Twoi rodzice polegali na tobie w uspokajaniu innych, więc swoje potrzeby odkładałeś na później.
Możliwe, że czułeś, iż wyrażenie swojego prawdziwego „ja” — swoich marzeń, opinii czy pragnień — byłoby dla rodziców czymś w rodzaju zdrady albo rozczarowania.
Być może twoi opiekunowie robili dla ciebie wszystko, by zapewnić ci komfort, przez co nigdy tak naprawdę nie nauczyłeś się radzić sobie sam. Nie miałeś okazji budować odporności, która rodzi się z przechodzenia przez trudności i znajdowania własnych rozwiązań.
A może czasem w rodzinie było tak mało uwagi i miłości, a tak dużo różnych, sprzecznych potrzeb innych osób, że jedynym sposobem, by zostać zauważonym, było pokazywanie swojego cierpienia — czasem w sposób ryzykowny albo dramatyczny.
Każde z tych doświadczeń i wiele innych mogło nauczyć cię, że twoje potrzeby są mniej ważne. I choć to były strategie obronne potrzebne w tamtym czasie, w dorosłości mogą stać się źródłem samotności, wstydu i poczucia, że nie wolno ci być sobą.
Co się dzieje, gdy tryb bezradności przejmuje stery?
W krótkim okresie tryb bezradności może wydawać się „ratunkiem”. Pozwala uniknąć:
konfrontacji z bólem,
strachu przed odrzuceniem,
wstydu, że mamy potrzeby,
odpowiedzialności za dorosłe życie.
Ale w dłuższej perspektywie prowadzi do:
powierzchownych, nierównych relacji,
frustracji bliskich, którzy czują się jak rodzice, a nie partnerzy,
chronicznego poczucia samotności,
utraty poczucia własnej wartości.
Ten tryb często wchodzi też w relację terapeutyczną. To on sprawia, że:
zamiast pracować nad sobą, chcemy, by terapeuta nas „ratował”,
marzymy o magicznym rozwiązaniu wszystkich problemów,
czujemy się urażeni, gdy terapeuta stawia granice.

Jakie są Oznaki, że w terapii działa tryb bezradności ?
Chcesz tylko być w relacji z terapeutą, a nie naprawdę się leczyć.
Wolisz, żeby terapeuta mówił Ci, co masz robić, zamiast pracować nad trudnymi emocjami.
Mówisz o problemach, ale bez pokazywania prawdziwych uczuć.
Chcesz poczuć się lepiej bez wchodzenia w bolesne tematy.
Fantazjujesz, że istnieje „magiczne rozwiązanie” Twoich problemów.
Wierzysz, że jeśli terapeuta się Tobą zajmie, unikniesz trudnych wspomnień i emocji.
Czujesz, że to niesprawiedliwe, że masz mierzyć się z przeszłością.
Nie lubisz wskazówek, które nie są dokładnie tym, co chcesz usłyszeć, a zachęcają Cię do wprowadzenia innego, zdrowszego zachowania
Obiecujesz pracować w terapii, ale w kryzysie sabotujesz swoje postępy.
Robisz ryzykowne rzeczy, by pokazać terapeucie, jak bardzo cierpisz.
Chcesz, żeby terapia trwała wiecznie, na Twoich zasadach.
Nie lubisz, gdy terapeuta mówi o zakończeniu terapii.
Źle znosisz, gdy terapeuta stawia granice albo mówi „nie”.
Cztery twarze trybu bezradności
W trybie bezradności możemy funkcjonować na różne sposoby. Wydaje się, że mamy jedno doświadczenie – „jestem bezradny, nie dam rady” – ale w praktyce ten tryb potrafi przyjmować różne formy. Susan Simpson wyróżnia kilka wariantów tego mechanizmu. Nazwy zostały wymyślone na cele pracy własnej z pacjentami.

Oto cztery z nich:
"Milcząca/y Pustelnica/ pustelnik"
To najbardziej „cicha” forma trybu bezradności. Osoba:
unika kontaktów z innymi,
wycofuje się z relacji,
często czuje się odrętwiała albo „zamrożona”,
ma poczucie, że nie ma energii ani siły, by cokolwiek zmienić.
To osoby, które często mówią: „Nie chcę nikogo obciążać swoimi problemami” albo „To i tak nic nie da”. Mogą być bardzo samotne, ale nie proszą o pomoc.
2. Uśmiechnięta/y Uległa/y
Ten wariant jest bardziej „aktywny” niż wycofanie. Osoba:
pokazuje na zewnątrz, że jest bezradna i niekompetentna,
zachowuje się w sposób zależny i bierny,
wymaga dużo opieki, wskazówek, rad od innych,
często mówi o problemach, ale w sposób odcięty od emocji.
Taka osoba potrafi przyciągać innych do roli „ratownika”. Jednocześnie w głębi wciąż wierzy, że nie poradzi sobie sama, więc stale potrzebuje wsparcia z zewnątrz.
Księżniczka / Książę Czekająca/y w Wieży
Tutaj bezradność wiąże się z fantazjami, że ktoś inny nas uratuje. Osoba:
idealizuje innych ludzi, widząc w nich wybawców,
żyje marzeniami o tym, że partner, terapeuta czy przyjaciel rozwiąże wszystkie problemy,
często obsesyjnie myśli o tej osobie,
może być bardzo przywiązana i zdesperowana, gdy bliska osoba jest niedostępna.
Często w relacjach odtwarza się tu schemat dziecko–rodzic. Ta osoba szuka kogoś silnego, kto weźmie odpowiedzialność za jej życie.

Obraz Sampo Niskanen z Pixabay 4. Twarda Królowa / Skała
Osoba w tym trybie zaprzecza potrzebom, gra niezależną/ego, udaje niezwyciężoną/ego, silną i nie ma żadnych potrzeb. Zachowuje się jak „twardziel”- stoicka, samowystarczalna/y
Mówi: „Nie potrzebuję nikogo”
Wszystko trzyma w ryzach
Emocje chowa za chłodnym murem
często jest przesadnie niezależna,
wchodzi w rolę ratownika innych ludzi, unikając patrzenia na własne potrzeby.
Taka osoba mówi: „Nie potrzebuję nikogo”, ale pod tą maską kryje się wrażliwe, przestraszone Dziecko, które boi się zależności i bliskości.
Po co to wszystko?
Każda z tych form trybu bezradności ma ten sam cel: uchronić nas przed bólem, odrzuceniem i samotnością. Problem w tym, że te strategie, choć pomagają przetrwać, w dorosłym życiu często sprawiają, że czujemy się jeszcze bardziej samotni, niezrozumiani i oddzieleni od prawdziwej bliskości.
W terapii uczymy się, że mamy w sobie też Zdrowego Dorosłego – tę część, która potrafi zadbać o nasze potrzeby i wyjść poza te stare schematy.
Jak wyjść z trybu bezradności?
Powrót do zdrowia psychicznego wymaga rozwoju zdrowego dorosłego Ja. To oznacza:
nauczenie się rozpoznawania własnych emocji,
mówienie wprost o swoich potrzebach,
wyznaczanie granic,
rezygnację z nadziei, że ktoś nas naprawi.
W terapii uczymy się, że możemy być sami dla siebie najlepszym wsparciem. Że mamy w sobie zasoby, by zatroszczyć się o własne emocjonalne Ja. I że zdrowe życie to nie brak problemów, tylko umiejętność radzenia sobie z nimi.

Terapia to podróż, którą Ty prowadzisz...
Często mowię o terapii jako o wspólnej podróży terapeutycznym autkiem...- najważniejsze przesłanie. Terapia to nie droga, którą terapeuta Cię prowadzi za rękę. To Twoja droga. Terapeuta jest jak GPS – podpowiada, gdzie skręcić. Ale to Ty siedzisz za kierownicą. Odzyskanie życia dla siebie wymaga, żebyś sam przejął stery.
Możesz nauczyć się żyć, nie dając się zniewalać trybom bezradności. Możesz odzyskać wolność, relacje i wewnętrzny spokój. Ale wymaga to odważnego kroku: wyjścia poza strefę komfortu. Warto go zrobić.
Masz doświadczenia z trybem bezradności? A może chcesz o coś zapytać? Napisz w komentarzu – każde pytanie jest ważne.
Serdeczności,
Kamila Stefanik
Literatura na podstawie której powstał artykuł:
Simpson, S. (2022). Helpless Surrenderer Handout. Schema Therapy Scotland.→ materiały psychoedukacyjne o trybie bezradności w terapii schematów.
Young, J. E., Klosko, J. S., Weishaar, M. E. (2003). Schema Therapy: A Practitioner’s Guide. New York: Guilford Press.







Komentarze